Powrót do listy Następny artykuł Poprzedni artykuł

Europosłowie EKR: Używanie argumentu rzekomo łamanej praworządności dyktowane jest chęcią dominacji dużych państw, które uważają się za lepsze, nad państwami takimi jak Polska

1 lipca 2022 r.
Udostępnij

Wczoraj w Brukseli miała miejsce współorganizowana przez europosła EKR Partyka Jakiego  konferencja ekspercka pt. "Prawne mechanizmy powoływania sędziów w państwach członkowskich Unii Europejskiej".  Podczas wydarzenia, w którym uczestniczyli wykładowcy akademiccy, sędziowie, eurodeputowani oraz dziennikarze dyskutowano m.in. na temat roli Rady Sądowniczej w procedurze powoływania sędziów, systemu powoływania sędziów w kontekście orzecznictwa krajowych sądów konstytucyjnych i wytycznych TSUE, oceny modeli powoływania sędziów w UE, a także kompetencji UE w kwestii organizowania systemów sądowniczych w państwach członkowskich.

Patryk Jaki zastanawiając się, dlaczego Polska jest stawiana pod pręgieżem stwierdził, że odpowiedzi należy szukać w historii. „Dla Polski największe państwa już od dawna przewidziały pewną rolę. Rolę państwa, które ma być podporządkowane innym, nie mieć własnych aspiracji i państwa, gdzie najwięksi, na zasadzie koncertu mocarstw, będą decydować jak podzielą się strefą wpływów” – tłumaczył poseł. Zaznaczył również, że problem polega na tym, że gdy Polska zaczęła wykazywać aspiracje, chcąc odegrać większą rolę, to zaczęto szukać znanych z historii narzędzi, które miałyby temu zapobiec. Patryk Jaki przytoczył słowa profesora Nowaka, który mówił o tym, że w obecnych francuskich książkach w szkolnictwie powszechnym polska granica jest pokazywana jako granica tymczasowa.

Na potwierdzenie tego, że obecna sytuacja Polski jest to sytuacja znana z historii, polityk przywołał fragment traktatu poczdamskiego z 1720 roku zawartego pomiędzy Prusami a Rosją: „Jego Królewska Mość Pruski i Jego Carska Mość Rosyjski będą się przeciwstawiać wszelkim zmianom w Polsce, reformom słowem i czynem tak, by w Polsce zachować wszystko ze stanem obecnym”. Tekst traktatu, jak wyjaśnił europoseł, oznacza, że Polska może istnieć, ale nie może się zreformować i nie może być silniejsza.

Zwrócił też uwagę na słowa reżyserki Agnieszki Holland, która podczas jednego z wystąpień w czasie ostatniej kampanii wyborczej powiedziała, że nie można dopuścić do władzy prawicy, „dlatego że naszym głównym celem jest to, żeby było, tak jak było”. Tym samym Jaki wskazał na podobieństwo do wyżej przytoczonego fragmentu traktatu poczdamskiego, gdzie na hamowanie zmian w Polsce umawiały się Niemcy i Rosja.

„Minęło ponad trzysta lat, a nadal problem polega na tym, że Polska może sobie istnieć, ale nie może się reformować. Dzisiaj cała ta historia z praworządnością dotyczy dokładnie tego samego. To jest tylko narzędzie, tylko pretekst, żeby uderzyć w państwa, takie jak Polska” – zaznaczył. „Już w XVIII wieku jednym z elementów Konstytucji 3 Maja była dyskusja o wymiarze sprawiedliwości” – poseł ponownie odwołał się do historii. „Gdy Polska podjęła się wysiłku reform została zaatakowana, żeby nie była silniejsza, czego chciały państwa zewnętrzne” – dodał Jaki.

Polityk stwierdził, że tym, którzy chcą Polskę pouczać, przeszkadza demokracja. „Tak też było z Europejskim Traktatem Konstytucyjnym, który chciał zagwarantować proces federalizacji. Po odrzuceniu tego procesu w dwóch referendach przez obywateli, zaczęto wprowadzać federalizację metodą faktów dokonanych” – mówił.

Patryk Jaki podkreślił, że Polska jest emanacją demokracji i z tym mają problem państwa, które uważają, że mają „lepszą kulturę i lepszą tradycję”.

Przechodząc do problemu związanego z Krajową Radą Sądownictwa (KRS) eurodeputowany odniósł się do art. 4 polskiej Konstytucji. „Władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej należy do narodu. Każda władza. Naród sprawuje władzę poprzez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio” – przytoczył. Wyjaśnił zasady funkcjonowania poprzedniego KRS-u, gdzie bardzo wąskie grono sędziów decydowało o tym, kto zostanie sędzią w KRS-ie i to była większość tych 15 sędziów, którzy decydowali o wszystkim, a na żadnym etapie nie było tam nawet czynnika demokratycznego. Zauważył również, że po zmianach dalej są tam sędziowie, ale wpływ ma na to również parlament, czyli ciało, które jest wyłaniane w sposób demokratyczny.

Próbując znaleźć w formie syntetycznej problem związany z powoływaniem sędziów przypomniał słowa ekspertów uczestniczących w tej konferencji. „W Polsce jest system podobny do systemów europejskich i Polska nie odstaje od standardów, jeżeli chodzi o polityzację sposobu wyboru sędziów. Wprost przeciwnie, są systemy, gdzie wybiera się sędziów w sposób dużo bardziej upolityczniony” – nadmienił eurodeputowany Jaki. Polityk stwierdził, że gdy podnosi ten argument w Parlamencie Europejskim zawsze dostaje tylko jedną odpowiedź. Przedstawiana jest opinia Komisji Weneckiej, która nota bene przeniknęła do orzecznictwa. Przytoczył punkt 5 z tej opinii, który brzmi w sposób następujący: „W niektórych starszych demokracjach istnieją systemy, w których władza wykonawcza ma silny wpływ na nominacje sędziowskie. Takie systemy mogą dobrze sprawdzać się w praktyce i zapewniać funkcjonowanie niezawisłego sądownictwa, ponieważ władzę wykonawczą ogranicza kultura i tradycja prawna, które rozwijały się przez długi czas”. Według wiedzy Jakiego Niemcy czy Francja takich osiągnieć jak Polska w zakresie demokracji nie mają, a uważają mimo to od samego początku, że w Polsce „jest gorsza tradycja i kultura”.

Patryk Jaki przypomniał także wypowiedź poprzedniego prezesa Trybunału Konstytucyjnego, który na pytanie dziennikarza zadane na marszu w obronie praworządności, o to czy działają zgodnie z prawem odpowiedział, że działają „zgodnie z potrzebą”. „To jest clue tej całej historii. Oni mają potrzebę i chcą ją realizować, a prawo jest tu tylko narzędziem do realizowania tego celu. Tak naprawdę, jest to walka, żeby duże państwa, czy państwa, które się uważają za lepsze mogły dominować nad państwami takimi jak Polska” – sprecyzował Jaki.

Podsumowując swoją wypowiedź, poseł do PE zaznaczył, że państwa te posługują się pojęciami demokracji, a w praktyce robią coś dokładnie odwrotnego. „Robią wszystko, żeby demokracji było jak najmniej. A jeżeli chcieliby, żeby w Europie było więcej demokracji to dla Europy bardzo ważna będzie Polska” – dodał.

„Przez prawie tysiąc lat to Polska pokazywała na tym kontynencie, czym naprawdę jest wolność i demokracja. A nie państwa, takie jak Niemcy czy Francja, które takich osiągnieć w zakresie demokracji czy republikanizmu nie mają” – zakończył europoseł EKR.

 

W dyskusji głos zabrał także eurodeputowany PiS Jacek Saryusz-Wolski, który na wstępie zaznaczył, że Unia Europejska nie ma kompetencji w dziedzinie wymiaru sprawiedliwości. „Dowód na to jest bardzo prosty - tak mówią traktaty” - podkreślił. Jednakże, jak zauważył, w praktyce faktycznie chce je mieć i powoli zaczyna to realizować. Eurodeputowany zaproponował, aby przyjąć perspektywę ustrojowo-polityczną, która łączy te właśnie elementy, bo - jak stwierdził - na gruncie czysto prawnym temat jest jasny, natomiast na gruncie politycznym, absolutnie nie.

Polski polityk mówił, że aby zrozumieć batalię o objęcie faktycznym władztwem i kompetencjami przez władze Unii Europejskiej wymiaru sprawiedliwości w ogóle, a zwłaszcza w Polsce, należy wziąć pod uwagę szerszy kontekst, który polega na tym, że to jest mówiąc kolokwialnie „skok na władzę”. „To jest próba pozaustrojowej, pozatraktatowej zmiany kompetencji i ich rozszerzania w drodze pogwałcenia tychże podstaw traktatowych” - wyjaśnił. Zdaniem Saryusz-Wolskiego, sposób w jaki traktowane są zmiany w wymiarze sprawiedliwości w Polsce, czy też w zakresie edukacji na Węgrzech, sa w rzeczywistości papierkiem lakmusowym, który doskonale pokazuje, w jakim kierunku zmierza Unia i o co w tym wszystkim chodzi. „Bo nie chodzi wcale o wymiar sprawiedliwości” -  podkreślił.

Eurodeputowany wskazał, że jest to bardzo stare zjawisko, które literatura przedmiotu szeroko opisuje już od kilkudziesięciu już lat i określa jako „pełzające zawłaszczanie kompetencji” (ang. competence creep).

Jak wskazał, oczywiście jeśli Unia na szczeblu centralnym zawłaszcza kompetencje, to dzieje się to kosztem państw członkowskich. „Unia jest przeregulowana i 'przekonstytucjonalizowana'. Traktaty mówią o czterech zasadach zawartych w art. 4, 5 i 10 Traktatu - przyznania, pomocniczości i proporcjonalności i bliskości - które są notorycznie łamane. Traktaty swoją drogą, a praktyka swoją drogą - kompletny rozjazd i rozziew” - stwierdził. Europoseł PiS zauważył, że polityka instytucji unijnych jest agresywna, żeby faktycznie zawłaszczyć kompetencje, które im nie przynależą. „A temat sądownictwa w Polsce, czy edukacji na Węgrzech to są tylko wybrane w celach eksperymentu ustrojowego przypadki, które akurat były pod ręką i się do tego dobrze nadawały” - uważa europoseł dodając, że to wszystko jest poza granicami tego, na co prawo pozwala. „I kryje się za tym polityczny cel tej ingerencji, który nazywam „przemocą prawną instytucji centralnych UE” - mówił.

Saryusz-Wolski wyjaśnił, że składa się to z dwóch nurtów prawnych - pierwszy to powtarzane kłamstwo i socjotechniczne wmówienie społeczeństwom Unii, że te kompetencje tak naprawdę są. Drugi natomiast, mówił europoseł, to tworzenie precedensu.

Poseł do PE wyjaśnił, że np. ciąg publikacyjny TSUE i oparcie na nim EU case law jest z gruntu niewłaściwe, ponieważ „my nie jesteśmy systemem anglosaskim, gdzie sądy przez swoje wyroki budują prawo, ale mamy teksty pisane, od prawa rzymskiego, po kodeks Napoleona, czyli to na czym jest zbudowany cały kontynentalny system prawny”. Zdaniem polityka sumiennie realizowana jest strategia wmówienia opinii publicznej, że są kompetencje, których nie ma, tworzenie precedensu i potem na gruncie tego przekonania będzie podjęta próba dokonania zmiany ustrojowej w dwóch wariantach: w wariancie optymalnym, do którego zmierza CoFoE, albo poprzez pozatraktatową zmianę faktyczną.  

Europoseł wskazał też przykład na sprzeczność deklaracji z działaniami instytucji UE - w szczególności KE oraz TSUE. Jak tłumaczył, z jednej strony w swoich wyrokach z 2019 roku TSUE przypomina, że organizacja wymiaru sprawiedliwości w państwach członkowskich należy do kompetencji tych ostatnich, ale po przecinku czytamy: „przy wykonywaniu tej kompetencji państwa członkowskie mają obowiązek dotrzymywać zobowiązań wynikających dla nich z prawa Unii”.  „Jest to klasyczny modus operandi instytucji, czyli stwierdzenie, że traktaty co prawda jasno stanowią swoje, ale my wiemy lepiej, co autor miał na myśli” - stwierdził. Ponadto, jak zauważył, TSUE powołuje się na swoje orzecznictwo, twierdząc, że jest źródłem prawa. „Nie jest, bo tego nie ma w traktacie. Są traktaty i nie ma czegoś takiego jak EU case law czyli prawa opartego na precedensie” - podkreślił.

Zdaniem Jacka Saryusz-Wolskiego Polska była idealnym obiektem eksperymentu, żeby pokazać jak można zawłaszczać kompetencje, działać pozatraktatowo i kreować precedensy. „Dlaczego? Po pierwsze pasujemy znakomicie jako kraj kierowany przez bardzo nielubiany w UE rząd - jest to element politycznego odrzucenia. Po drugie, Polska ma śmiałość zachowywać się podmiotowo, a nie przedmiotowo. I po trzecie fundamentalnie zagrażamy tandemowi francusko-niemieckiemu, który chce zbudować scentralizowaną, oligarchiczną i hegemoniczną UE, w której decydują tylko wybrane państwa i wybrane mainstreamowe siły polityczne" – ocenił poseł do PE. Eurodeputowany mówił także o błędnym nazwaniu zjawiska, które zachodzi w UE, mianowicie o używaniu pojęcia federalizmu. Jak tłumaczył federalizm to jest tak naprawdę doktryna, która służy uprzedmiatawianiu samorządów jak najniższego szczebla, a jego podstawowa cecha konstruktywna polega na tym, że części składowe są równo albo prawie równo reprezentowane. Natomiast, jak zauważył, od Traktatu w Nicei Unia poszła w kierunku antyfederalnym, tzn. w kierunku zwiększania wagi dużych kosztem małych i średnich. Zdaniem Saryusz-Wolskiego bardziej właściwe zatem byłyby określenia takie jak federalizm centralizacyjny czy centralizacja federalna.

„Co z tym, robić i jak temu przeciwdziałać by położyć tamę tym centralistycznym, pozatraktatowym tendencjom?” - zastanawiał się europoseł. Zdaniem Saryusz-Wolskiego jest kilka możliwości. Pierwszym mechanizmem, jak mówił, jest głęboko zakorzeniona w myśli teorii państwa i prawa tarcza konstytucyjna, gdzie Konstytucja stanowi tamę dla nieograniczonego i bezprawnego zawłaszczania kompetencji. Drugie narzędzie, o którym mówił eurodeputowany, to zmuszanie - poprzez różnego rodzaju działania polityczno-prawne - TSUE, by działał w ramach zasady subsydiarności i proporcjonalności. Jednym z takich rozwiązań zdaniem polityka jest procedura czerwonej kartki, by parlamenty krajowe w konkretnej liczbie mogły blokować szkodliwe działania legislacyjne instytucji UE. Trzeci wspomniany instrument to izba kontrolno-odwoławcza wobec werdyktów TSUE, bo - jak zauważył - jest to dosyć unikalną sytuacją, że od decyzji TSUE nie ma żadnego odwołania oraz, że decyzje podejmuje jednoinstancyjnie i ostatecznie grono, które działa na podstawie politycznych decyzji i według instrukcji rządów. „Trybunał nie jest sądem” - przypomniał Saryusz-Wolski. Dobrym rozwiązaniem zdaniem eurodeputowanego PiS byłoby powołanie Izby Subsydiarności w ramach TSUE, złożonej z prezesów Trybunałów Konstytucyjnych państw członkowskich, czyli osób najbardziej skłonnych bronić zasady konstytucyjnej tożsamości. Jako czwarty sposób europoseł widzi podnoszenie świadomości społecznej i edukację z zakresu kompetencji UE, których nie należy przekraczać i informowanie, że źródłem tych kompetencji są państwa członkowskie, a nie Unia, która łaskawie pozwala albo nie państwom narodowym na działania. Jest to mobilizacja partyjno-polityczna w skali całej UE, jak mówił, którą nieśmiało próbuje realizować EKR. Jak dodał, Polska odgrywa szczególną rolę, sprzeciwiając się planowi hegemonicznej Unii. „I trudno przewidzieć, czy jesteśmy skazani na sukces, ale powinniśmy przynajmniej spróbować” - uważa eurodepytowany.

Z twittera